PODSUMOWANIE WAKACJI♥

Na co czeka maturzysta? Na pewno na to, żeby być już po maturze i rozpocząć paro miesięczną labę! Uwierzcie jest po czym odpoczywać, bo jak dla mnie to był naprawdę ciężki  i strasznie stresujący rok, a czekanie na wyniki matur były istnym koszmarem. Jak sobie o tym pomyślę to przechodzą mnie dreszcze. Na całe szczęście mam już to za sobą i wszystko potoczyło się lepiej, niż mogłabym sobie wyobrazić.

Zacznę od maja, czyli miesiąca, który od zawsze kojarzył mi się z moimi urodzinami. W tym roku niestety, urodziny gdzieś między powtórkami do matury się straciły. I tydzień przed zorientowałam się, za parę dni urodziny! W maju, żyłam też tym, że za jakiś czas wyjeżdżam z kraju do pracy na półtorej miesiąca. Ta myśl była straszna, ponieważ rozłąka na tyle czasu z najbliższymi nie jest łatwa. Nastał czerwiec, miłym akcentem bo pierwszego czerwca, czyli w dzień dziecka rozpoczęłam prace przy zbiorach. To chyba znak, że już nie jestem takim dzieckiem(smuteczek). Wyjechałam tam z przyjaciółką, więc było min sto razy raźniej niż w tamtym roku. Zaczęłam swoją 50 dniową przygodę z owocami. Zbierałam jeżyny, porzeczkę, maliny, borówki, agrest. Zbieranie owoców na pozór nie wydaję się ciężkie. Niestety na pozór, ale jak ja to mówię najpierw trzeba się przemęczyć, żeby potem móc sobie szaleć. W sumie nie wiem czy podoba mi się tam czy nie. Trochę smutno było mi gdy wracałam do domu, więc chyba nie jest tam tak źle. Najważniejsze, że nie gryzły mnie już muchy końskie, w tamtym roku było niecko gorzej! Po drugie sytuacje jakie mają tam miejsce są komiczne. Ja w wielkim gumowym kaftanie, koszuli flanelowej, kaloszach, słomianym kapeluszu, siedząca na pace małej ciężarówki? Tak, aż ciężko mi w to uwierzyć. Tak na serio to można przeżyć tam niezłą szkołę życia i docenić wiele rzeczy.
Wróciłam dokładnie w połowie lipca, więc miałam 10 dni na ogarnięcie wszystkiego i przyzwyczajenia się do normalnego trybu życia. Miałam czas na zakupy, na spotkania ze znajomymi, na nadrobienie seriali. Czyli ogólnie rzecz biorąc czas na wszystko. Data wyjazdu na miesięczny wypoczynek zbliżała się ogromnymi korkami. Pojechaliśmy 4 osobową paczką. Nie będę pisać dużo na ten temat, ponieważ wpis już się pojawił. Było tak jak chciałam czyli, pizza non stop, makaron non stop, plaża non stop i dużo miłości. Parę zdjęć dla przypomnienia jak było, te nie zostały opublikowane jeszcze na moim blogu.
Miesiąc w Italii miną w mgnieniu oka. Czas wrócić do zimnej Polski. Pora na jakieś rodzinne wypady. Wraz z rodzinką pojechaliśmy na pokaz pirotechniczny, który odbył się w Katowicach. Myślałam, że będzie to pic na wodę i nie wierzyłam w  to, że jakieś fajerwerki zrobią na mnie wrażenie. Myliłam się, odbyły się w tamten wieczór trzy pokazy w rytm genialnej muzyki. Za każdym razem gdy na niebie pojawiał się wielki wybuch oczy szkliły mi się ze wzruszenia. Na serio to robiło fenomenalne wrażenie. Coś pięknego.. Zdjęcia nie oddają całkowitego efektu, to trzeba zobaczyć, przeżyć. 
Ja jako miłośniczka robienia zdjęć miałam okazję na współpracę z Martyną i Sabiną. Uwielbiam robić im zdjęcia. Chociaż czasem ciężko mi którąś z nich na nie namówić. Mamy przy tym śmiechu co niemiara. Nie myślcie sobie, my jedziemy na dwa aparaty. Ola niczym mój asystent! Też" Foci". Jak oglądam te zdjęcia to uśmiech ciśnie się sam na twarz, ponieważ nawet nie wiecie jak one powstają, ile jest przy tym gadki i narzekania. Martyna charakteryzuję się tym, że nie ważne jak wyjdzie jej twarz, ważne, aby wyszły szczupłe nogi! A Sabina? To dopiero agent, czasem przyrównuję się do ziemniaka. No różnie z nami bywa. Potraktujcie te anegdoty z odrobiną uśmiechu. Pewnie te osóbki są Wam trochę znane, pamiętacie je ?
W wakacje gotuję i piekę pełną parą. Jeśli dopadała mnie nuda to zaszywałam się na cały dzień w kuchni, kocham to. Starałam się wykorzystać w pełni sezonowe owoce. Raz nawet zrobiłam tort. Na pozór trudne, okazało się, że wcale nie wymaga wielkiej pracy i genialnego sprzętu. Przepisy na pewno pojawią się na blogu.  Nie obyło się bez zamawiania pizzy w ulubionej miejscowej pizzerii(co widać dziś heh). Żałuję tylko tego, że nadal nie zrobiłam francuskich makaroników. Może w najbliższym czasie uda mi się znaleźć chwilę w tej jakże krótkiej studenckiej dobie. 

Nie wiem czy wiecie, ale od dziecka jeździłam na grzyby. Kocham chodzić po lesie i szukać pięknych Borowików lub innych. Zawsze z rodziną jeździmy do miejsca, w którym wychowywał się mój dziadek. Zna te lasy na wylot. Jest to dosłownie wieś gdzie nie ma nic. Chyba oszalałbym w takim cichym i spokojnym miejscu, zdecydowanie wolę miejsca, które są przepełnione ludźmi i gdzie ciągle się coś dzieje. Wracając do grzybów, jestem w ich zbieraniu mistrzem, za to mój chłopak pierwszy raz w czymś był gorszy ode mnie, ahh co za duma.

Gdyby ktoś kazałby mi wybrać ulubione miasto w Polsce, w którym miałbym mieszkać to zdecydowanie wybrałabym Warszawę. Nie wiem co jest w tym mieście, ale za każdym razem gdy idę Nowym Światem, czy obok Pałacu Kultury, czuję radość z tego, że mogę tam być. Fascynują mnie te wszystkie zakamarki, knajpki, kawiarenki. To miasto tętni życiem, a na ulicach nie znajdziemy dwóch podobnych osób, każdy ma swój świat i nie patrzy na innych. Nike nie zwraca uwagi na to czy masz założone futro w ciągu wiosny, czy też dziwny kapelusz.
Studia zbliżały się wielkimi krokami, a za tym szła przeprowadzka moich dziewczyn do Katowic. Ta myśl dręczyła mnie każdego dnia, bałam się zostać tu sama bez żadnych przyjaciół. Wiedziałam, że nie będę mogła zadzwonić do którejś z nich i powiedzieć: "Ej idziemy do Biedro", "Idziemy do Bigi?" czy też  do Rybnika na Bubble Tea. Dziewczyny urządziły parapetówkę, wybawiłyśmy się, więc można zacząć studiować. Mieszkanko jest tak przytulne, że bywam tam dość często. Tworzy się tam pewna historia, którą kiedyś będziemy opowiadać swoim dzieciom , a uwierzcie jest co! One wciąż mnie zaskakują. 
Ja zmykam czytać, bo nie wiem kiedy zdążę to wszystko ogarnąć. 
Miłego weekendu ♥

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Obserwatorzy

Popularne posty